Wielokulturowa Łódź z perspektywy XX wieku

  • kategoria:
  • Tożsamość i tradycja
  • Łódź w historii

Rozmowa z prof. Hansem-Jürgenem Bömelburgiem, autorem książki „Łódź. Historia wielokulturowego miasta przemysłowego w XX wieku”.

Prof. Hans-Jürgen Bömelburg - Fot. Uniwersytet Justusa Liebiga w Giessen
2 zdjęcia
ZOBACZ
ZDJĘCIA (2)

Tomasz Wojciech Walczak (Oddział ds. Dziedzictwa Łodzi UMŁ):

„Łódź. Historia wielokulturowego miasta przemysłowego w XX wieku”, to tytuł Pańskiej książki wydanej w Polsce przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Polski, a może nade wszystkim łódzki czytelnik może wziąć ją do ręki i spojrzeć na nasze miasto z nieco innej perspektywy...

Prof. Hans-Jürgen Bömelburg:

Monografia Łodzi została wydana przez Uniwersytet Justusa Liebiga w Gießen, ale wraz z łódzką uczelnią postanowiliśmy przełożyć książkę z wersji niemieckiej na język polski. Obydwa wydania różnią się jedynie drobiazgami, które dla polskiego czytelnika są jasne.

TWW:

Dla nas to dobrze, że o Łodzi dowie się też niemiecki czytelnik.

Prof. Bömelburg:

Tak, po niemiecku nie ma żadnego wydania aktualnej historii Łodzi. Dlatego wydaje się, że książka ta dla Niemców jest ważniejsza niż dla polskiego czytelnika. W ostatnich dziesięcioleciach Niemcy nieco bardziej zainteresowali się historią Polski i polskich miast, ale ze zrozumiałych względów są to np. Wrocław czy Gdańsk. Łódź nie istniała szerzej w niemieckiej świadomości historycznej.

TWW:

No właśnie, ale Łódź miała wiele wspólnego z Niemcami i niemieckością. Czy w ogóle w Niemczech funkcjonuje pamięć o naszym mieście wśród osób, które tutaj mają swoje korzenie?

Prof. Bömelburg:

Ta pamięć była niewielka, a obecnie prawie nie istnieje z kilku powodów. Grupa niemieckojęzycznych osób z Łodzi, która trafiła do Niemiec to może około 50 000 byłych mieszkańców. Zresztą cała historia Łodzi dla zwykłego Niemca nie jest tak prosta do zrozumienia, jak np. historia niemieckości na Śląsku, czy na obecnych zachodnich ziemiach Polski. To przecież historia wielkiego miasta przemysłowego, związanego z gospodarką, także rosyjską. Moim zdaniem z tego właśnie powodu, zarówno w kulturze oraz w pamięci niemieckiej, Łódź prawie nie istnieje. Oczywiście, jest taka słynna piosenka „Theo, wihr fahren nach Lodz”, ale kiedy rozmawiam z młodymi Niemcami, większość nie ma zielonego pojęcia, gdzie leży Łódź i jaka jest jej historia. I właśnie przybliżenie tego miasta było celem mojego przedsięwzięcia.

TWW:

Dlaczego w ogóle zainteresował się Pan Profesor Łodzią i jej historią?

Prof. Bömelburg:

Przez czysty przypadek. Jestem niemieckim historykiem, ale 8 lat mieszkałem w Warszawie, choć było to dawno temu. Na Uniwersytecie Justusa Liebiga w Gießen prowadzę katedrę Europy Wschodniej. Ze względu na zainteresowania i przede wszystkim znajomość języka polskiego jestem specjalistą w zakresie historii Polski. Od 45 lat istnieje partnerstwo pomiędzy uczelniami w Gießen i Łodzi. Jako pracownik niemieckiej uczelni jestem za to odpowiedzialny. Koordynuję wspólne programy czy wymianę studencką i doktorancką. Zaznaczę, że partnerstwo to nie opiera się tylko na humanistyce, ale też na naukach ścisłych. Niestety, u nas jest niewiele osób, które znają język polski, ale staram się zachęcać ich do podróży do Łodzi. Z tego powodu od prawie 20 lat, przynajmniej raz w roku jestem w Waszym mieście. I dlatego pomyślałem, że skoro już tu bywam, to zajmę się historią Łodzi. Udało mi się też spotkać na swojej drodze ciekawych ludzi, związanych z Łodzią, np. dawnego dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie Feliska Tycha (mieszkał i uczył się w szkole średniej w Łodzi po II wojnie światowej – przyp. TWW). Może jeszcze mocniej związany z Łodzią był Jakub Goldberg, izraelski historyk, który urodził się i mieszkał w Łodzi, a był także więźniem Litzmannstadt Getto. On wyjechał z Polski w 1967 roku. Współpracowałem też z Pawłem Spodenkiewiczem, który również interesował się historią getta w Łodzi, ale od razu muszę powiedzieć, że nie tylko ta tematyka mnie zajmowała, bowiem historia getta jest powszechnie znana i dobrze opisana w wielu językach. Pomyślałem więc, że moim celem może być opisanie historii miasta, choć nie da się ukryć, że wojna  było pewną fazą przełomową w dziejach Łodzi.

TWW:

Właśnie o te przełomowe momenty chciałem zapytać Pana Profesora. Czy da się wyznaczyć jakieś szczególne daty?

Prof. Bömelburg:

Tak, ale to wcale nie jest takie proste, by napisać historię Łodzi. W XX wieku mamy wyraźne cezury w dziejach miasta. Pierwszą wyznacza oczywiście wybuch I wojny światowej, który był bardzo ważny dla gospodarki  Łodzi, bo przecież miasto straciło wpływy na ogromnym rynku rosyjskim, a po zakończeniu wojny już nie odzyskało swojej pozycji ekonomicznej. Trudno było zdobyć równie duży rynek wyrobów tekstylnych w Europie. Drugą cezurą jest oczywiście rok 1939 rok, czyli początek II wojny światowej. W jej wyniku przecież w Łodzi wymieniła się połowa ludności. Miasto straciło prawie całą ludność żydowską, a później także niemiecką.

TWW:

Mój dziadek urodził się i mieszkał w kamienicy na Bałutach, gdzie do 1939 roku obok siebie żyli Niemcy, Żydzi i Polacy, ale tuż przed wybuchem wojny czuć było narastającą wobec siebie niechęć...

Prof. Bömelburg:

Oczywiście  było takie poczucie, że Niemcy nas zdradzili. Ci nasi sąsiedzi, którzy obok nas mieszkali okazali się wrogami. Dlatego w książce starałem się podjąć ten temat, szczególnie skupiając się właśnie na tym okresie. Archiwalia dotyczące Litzmannstadt są dobrze zachowane i można je wykorzystać. Nie da się ukryć, że wcześniej był z tym problem, bo starsze pokolenie historyków polskich nie czytało źródeł w języku niemieckim czy żydowskim. Z tego powodu ta wielokulturowa historia Łodzi przez lata była mało obecna. Dziś na szczęście to się zmienia. A ja sam staram się organizować różne seminaria czy zachęcać młodych historyków do nauki języka niemieckiego albo żydowskiego.

TWW:

Wydaje się, że pomijanie specyfiki dawnej Łodzi wynikało także z faktu, że w latach PRL nie chciano chwalić się wielokulturowością, a raczej o niej zapomnieć…

Prof. Bömelburg:

Owszem, przypominano głównie historię robotniczej Łodzi. Od niej oczywiście też nie można odejść, bo przecież dzieje łódzkich robotników były ważna dla miasta. Ale i ona miała wielokulturowe znaczenie, czego przykładem jest choćby rewolucja 1905 roku. To była również rewolucja łódzkich Żydów i Niemców. 

TWW:

Nie tylko Polacy brali w niej udział, choć dla nas miała ona także wymiar narodowy. Panie Profesorze, Niemcy, o których rozmawiamy jakoś musieli trafić do Łodzi. Skąd przybyli? Kim byli?

Prof. Bömelburg:

Ważne jest, by zadać sobie pytanie, czy oni byli Niemcami? Z jednej strony, mówili po niemiecku, niekiedy w swoich gwarach. Ale z drugiej strony, często brakowało im tożsamości narodowej. Przecież wyemigrowali do Łodzi zanim powstały zjednoczone Niemcy w XIX w. Oni byli niemieckojęzyczni, ale pochodzili z Czech, Śląska, Saksonii, a nawet z bliższej odległości, jak np. ze Zduńskiej Woli oraz innych miast. To była taka emigracja łańcuchowa, dlatego u łódzkich Niemców brakowało właściwej tożsamości narodowej. Ona powstała dopiero podczas I wojny światowej, bo przecież to był czteroletni okres okupacji niemieckiej Łodzi. Później, gdy powstało państwo polskie, oni czuli się  nadal związani z językiem niemieckim. Trudności związane z nauczaniem w II RP były powodem powolnego powstawania poczucia tożsamości niemieckiej.

TWW:

Bo wcześniej, mieszkańcy naszego miasta czuli się przede wszystkim łodzianami. Oczywiście z korzeniami niemieckimi, polskimi bądź żydowskimi. 

Prof. Bömelburg:

Tak, podkreślam, że u każdej z tych nacji to były podobne procesy. U łódzkich Żydów powstała także opcja narodowa, czyli syjonizm. U Polaków, w latach 30. XX wieku nasilił się ruch narodowy. To też powodowało więcej antagonizmów wśród ludności łódzkiej. Ale zawsze prowadząc wykłady w Niemczech podkreślam, że większość winy w Łodzi w trakcie II wojny światowej pochodzi od Niemców z Rzeszy i nacjonalistów niemieckich, którzy zjawili się tutaj dopiero w 1939 r. Oczywiście, wcześniej wśród łódzkiej mniejszości niemieckiej byli volkiści, ale jednak największymi sprawcami zła, byli Niemcy z Rzeszy. Chcę dodać, że w sprawie mojej książki i tego, co w niej przedstawiłem, miałem rozmowy z polskimi historykami, zaznaczając, jak już wcześniej wspomniałem, że najpierw powstała wersja niemiecka. Pytano mnie np. dlaczego tak mało pisałem na temat Kościoła katolickiego. Według mnie, nie był on tak ważny dla historii Łodzi do II wojny światowej. Przecież wśród niemieckiej części łodzian, najważniejszy był kościół protestancki.

TWW:

W Łodzi wciąż jest obecny kościół ewangelicko-augsburski…

Prof. Bömelburg:

Ale dziś są to niewielkie grupy.

TWW:

Panie Profesorze, 27 marca, o godzinie 18:30 spotka się Pan z łódzkimi czytelnikami w Bibliotece Wolność przy pl. Wolności 4. Po raz kolejny przyjedzie Pan do Łodzi. Jak dziś ją Pan postrzega? Nie tylko w kontekście zachodzących zmian, ale czy obecnie jest to miasto, które musi szukać swojej tożsamości? A może czerpie z wielokulturowej tradycji?

Prof. Bömelburg:

Bez wątpienia ma swoją tożsamość i ma też świadomość, że jej historia opiera się na wielokulturowości i wielojęzyczności. Ale nie da się ukryć, że trzeba wciąż ją badać i przywoływać, bo przecież Łódź, to dziś miasto, w którym 98 proc. mieszkańców mówi po polsku. Mamy oczywiście teraz też emigrację ukraińską, ale ona nie ma jeszcze takie wpływu na miasto. Nie jest więc łatwo opowiadać odpowiedzialnie historię Żydów czy Niemców łódzkich. Aby utrzymać dziś wielokulturową tożsamość trzeba się starać. To nawet widać w nowych książkach o Łodzi, które powstają. Jest próba pokazania historii miasta, choć ona nie zawsze przystaje do kanonu dziejów Polski. Jako wczesno-nowożytnik z wykształcenia historycznego, który zajmował się głównie XVI, XVII i XVIII wiekiem wiem, że typowe ujęcie Rzeczypospolitej tamtego okresu to opowieść o szlachcie, która na terenach łódzkich jest prawie nieobecna. Trzeba więc walczyć o zindywidualizowany, historyczny głos Łodzi w skali kraju.

TWW:

W swojej książce podjął Pan też tezę na temat współczesnej Łodzi, która po przemianach w okresie PRL i jej upadku, po 1989 roku musiała ponownie się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Przez prawie 200 lat Łódź napędzana była przez  przemysł włókienniczy. Dziś szukamy innych rozwiązań, ale czy Pan Profesor widzi szansę, by można nazwać Łódź tzw. come-back city, czyli by miasto mogło znów stać jednym z ważnych ośrodków tej części Europy?

Prof. Bömelburg:

Moim zdaniem – tak. Po pierwsze, ma wspaniałą architekturę, która powoli jest rewitalizowana. Po drugie, Łódź jest miastem uniwersytetów i kultury. Są więc duże możliwości do wykorzystania tego potencjału. Nie da się ukryć, że sytuacja ekonomiczna wciąż nie jest idealna, ale położenie Łodzi, w centrum Polski także daje jej szansę. Miasto ma także duże zasoby mieszkaniowe. Po raz pierwszy do Łodzi przyjechałem na początku lat 90. XX wieku i widać było wtedy recesję i biedę. Dziś, 30. lat później, mamy ogromną zmianę. To już zupełnie inne miasto, na co szczególny wpływ miało również wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. To swego rodzaju historia sukcesu.

TWW:

Dziękuję bardzo za rozmowę.